Kochać to znaczy być wrażliwym
Kiedy człowiek cierpi ucieka w głąb siebie
Postanowiłam, że coś tam znowu do Was napisze. Nie nudzę się. Rozmyślam na szpitalnym fotelu, po nieprzespanej nocy i w oczekiwaniu..
Kilka dni temu przyjechałam na Podlasie i chociaż podróż była ciężka, gdy tylko wjechałam w puszczę poczułam się naprawdę dobrze. Przywitał mnie mróz, chrupiący pod stopami śnieg, świeże powietrze oraz ta kojąca cisza… W ogóle mijałam wiele lasów i każdy wyglądał przepięknie muśnięty delikatnym pocałunkiem zimy. Szarość i ciemna zieleń przebijały spod śniegu, jakby na dowód tego, że pod tą jednostajną bielą wciąż tli się życie. Mróz szczypał w policzki, ale był naprawdę wspaniały: orzeźwiający i nienahalny. Miałam nieodpartą chęć zapuścić się w głąb lasu w tę ciemną noc. Jeszcze kiedyś..
Tak czy inaczej na moment odpędzilam od siebie lęk, niepewność i zmęczenie, jakby puszcza witając mnie w progu swego domu odebrała ciężki bagaż czułym głosem mówiąc: Witaj Kochanie. Pozwól, że wezmę Twój płaszcz i walizkę.
Co prawda spać nie mogłam, ale tu nawet brak snu nie jest krępujący. Dzięki pomocy jednej z najlepszych Cioci, jakie dostałam w prezencie od losu, ogarnęłam poranny chaos związany z przyjęciem do szpitala. Już pod koniec na ułamek sekundy zwątpiłam, że uda mi się to udźwignąć fizycznie (ostatnie tygodnie wyszarpały ze mnie mnóstwo moich super mocy), ale się udało. Na dodatek dotrwałam do wieczora i przetrwałam kolejną trudną noc tym razem na twardym szpitalnym fotelu.
A jak tam Wasze przygotowania świąteczne? Śnieg sypie z nieba? Słychać dzwonki sań? Planujecie co upieczecie na święta? Macie już prezenty?
Wy macie głowy pełne świątecznych myśli, a ja do Was nieco ponuro, a może po prostu realnie. To zadzwiające jak w tej samej czasoprzestrzeni może być tak różnie. Na drugim końcu sali balowej życia dzieje się coś zgoła innego niż świąteczna magia. Jest tu dużo bólu, niepewności, płaczu, igieł, piszczących urządzeń, wykończonych rodziców.. Tu święta stanowią horyzont, za którym czeka dom i upragniony sen we własnym łóżku. Czasem to smutny czas, który spędzi się w szpitalnej sali z obcymi ludźmi, bez możliwości odwiedzin, bez przytulenia. Tu czas płynie kroplówkami, kolejnymi wizytami lekarskimi, badaniami. Rozciąga się czekaniem na wyniki i pędzi, gdy przychodzi chwila wytchnienia.
Wiem, że ciężko myśleć o bólu, tęsknocie i chorobie, gdy biega się po galerii handlowej w poszukiwaniu prezentu dla ukochanego, piecze pierniczki z córką czy wybiera choinkę z synem. Wiem, że praca, szkoła, bieganina, własne problemy.. Życie poza szpitalem ma swój bieg. Nie ściągam Was na siłę do tutejszej rzeczywistości. Sama jestem w niej tylko na chwilę i to mi ułatwia przetrwanie, ale mam coś takiego w sercu, co nie pozwala mi przejść obojętnie wobec cierpienia innego człowieka. Co każe mi współodczuwać i podziwiać matki, które patrzą na ból swoich dzieci wewnątrz będąc w rozsypce, a na zewnątrz trzymając ich mały świat w ryzach.
Piszę to, bo zawsze powtarzam, że trzeba doceniać swoje zdrowie, być wdzięcznym za to co się ma i kogo się ma obok, a wspinając się po więcej (ambitność i samodoskonalenie jest jak najbardziej w porządku) warto dostrzegać więcej niż szczyt, który próbujemy zdobyć.
Robiąc zakupy w jednym ze znanych marketów w sobotę, a bardzo rzadko wtedy sama jeżdżę do sklepu (wymyśliłam sobie, że zrobię wszystkim mikołajkowe upominki, bo bardzo lubię dawać prezenty) sunęłam niczym błyskawica między tłumem ludzi mających za cel wydanie pieniędzy na nie zawsze niezbędne artykuły. Bez względu na popychanych wózkami ludzi, niemiłe pomrukiwania i wpychanie się w kolejkę. Tam naprawdę było sporo ludzi, południe w sobotę, mnóstwo zapakowanych artykułów, tymczasem w wózku, do którego wolontariuszki zbierały trwałą żywność na jedną z corocznych akcji ani jednego produktu. Ani jednego!
Na naszym świecie jest mnóstwo ludzi, którym moglibyśmy zrobić dzień (znacie to okreslenie?) jednym uśmiechem, przyjaznym gestem (kiedy ostatnio nadrobiłeś kilometrów niosąc staruszce zakupy do domu?) czy zainteresowaniem (znasz swoich sąsiadów?), a gdybyś chciał jest mnóstwo możliwości pomocy. Internet roi się od aukcji, zbiórek, próśb pomocy, a to najłatwiejsza droga, wymaga tylko przelewu. Może masz chorego sąsiada, widujesz pod swoim domem bezdomnego marznącego w lichym ubraniu (tak tak zapewne rozgrzewającego się od środka tanim trunkiem, ale nie oceniajmy ludzi nie znając ich historii). Jest tyle możliwości żeby uczynić przedświąteczny czas czymś wyjątkowym. A jeśli zaangażujesz w to dzieci (zbiórka zabawek do domu dziecka, tworzenie wspolnych paczek świątecznych etc.) to przy okazji zadbasz o wrażliwość swoich bliskich.
Nie chowajmy serc w ciemności. Boże Narodzenie to czas miliona światełek, rodzinnych spotkań, przebaczenia, magii. Niech ta magia wyjdzie z nas. Otwórzmy serca, dajmy wypłynąć z nich dobroci i miłości. Niech tegoroczne święta różnią się od poprzednich. W końcu to uczyni je wyjątkowymi.
I oczywiście kochajmy oraz bądźmy wdzięczni. To znacznie ułatwia życie 🙂
Kilka zdjęć z tego krótkiego wieczoru w puszczy (myślę, że będzie więcej). Zobaczcie jaki cudowny widok z okna!
Zostawiam oczywiście utwór z jednego z moich ulubionych musicali. Życzę żebyście nie żyli od snu do snu ani w wiecznym śnie i mogli frunąć przez życie ponad wszystkim, co złe.
Adieu!