wilczyca wilczyca
cze
16
2021

Przestrzeń wspomnień

Pokój na poddaszu, stary zapomniany, zakurzony. Przestrzeń wspomnień.

Weszła do środka pewny krokiem, jak zwykle, gdy pojawia się w dobrze znanym sobie miejscu, ale coś zatrzymało ją tuż za progiem. Jakby uderzyła głową w niewidzialną ścianę, przezroczysty mur z pozoru mający bronić wstępu do środka. Dobrze wiedziała, jak obejść system bezpieczeństwa tego miejsca, tak, jak była pewna, że kiedy tylko wyciągnie rękę w geście powitania, ono wchłonie ją całą, niczym ciemność dziurawiona gdzieniegdzie promieniami światła, jak sztyletami. Ta przestrzeń wspomnień otuli ją i zatrzaśnie drzwi, jak stęskniony kochanek pragnący nacieszyć się, przesyconą namiętnością, obecnością ukochanej. To nie pokój tworzył niewidzialny mur, ale ona sama.  Musiała pokonać wewnętrzny opór i strach i zrobić kolejny, decydujący krok. Już dawno miała to wszystko za sobą, a jednak coś włączyło w niej czerwone światło. Potrząsnęła głową, wyrzucając z niej niedorzeczne myśli i weszła do środka pozwalając otoczyć się wspomnieniami.

Kiedyś myślała, że ludzką pamięć tworzą poszczególne wydarzenia, które ze względu na swój charakter wyrywają się w księdze umysłu grubymi literami, nie pozwalając o sobie całkowicie zapomnieć. Jakby były drogowskazami na ścieżce życia. Wystarczyło się cofnąć, aby przypomnieć sobie o czymś ważnym. Jeden silny bodziec wrzucał wsteczny, spychał wózek istnienia w tył. Dziś wiedziała, że wspomnienia tworzy niemal wszystko. I im więcej przedmiotów, zapachów, dźwięków, bliskich ludzi, tym mocniej wyrywają się w pamięci. Dziś wiedziała też, że te najbardziej żywe nie ścielą się drogowskazami, nie są zapisane w księdze umysłu, one są wydzierane w ścianach serca światłem albo ciemnością. Krwawią, aby po jakimś czasie zostawić same blizny. Blizny wspomnień nigdy nie znikają, a jedynie stają się mniej wyraźne, zamazane, jakby znajdowały się za nieumytymi oknami teraźniejszości.

Ten pokój był dla niej, jak muzeum wspomnień. Wszystko, co się w nim znajdowało przynosiło ból. I chociaż wiedziała, że gdzieś w kątach leżą zakurzone iskry dobrych wspomnień trudno było się do nich dostać przez grzęzawisko cierpienia. Na chwilę przymknęła oczy próbując przypomnieć sobie, jak się oddycha. Musiała dostosować organizm do tego miejsca przesiąkniętego aromatem kurzu, opuszczenia i samotności, tak bolesnych, że niemal znowu czuła, jakby wnikały w nią porami skóry paląc ją od środka. To nie mogło być, aż tak trudne. Zaparła się stopami o podłogę napinając wszystkie mięśnie, gotowa na kolejny atak.

Rozejrzała się po wyblakłej farbie na ścianach, na których kiedyś sporadycznie coś wieszała. Stare, ciemne meble wciąż stały na swoim miejscu. Skrzypiąca trzydrzwiowa szafa z przetartym lustrem pośrodku, czarne biurko i niewygodne drewniane krzesło, na którym spędziła setki godzin. Pojedyncze łóżko stało tuż przy oknie. Przez moment bardzo wyraźnie widziała na nim dziewczynę wpatrującą się w odległy świat za oknem. Gdy wszyscy mieszkańcy tego miejsca spali ona obserwowała niebo, jaśniejące gwiazdami, jak gdyby nigdy nic. Wpatrywała się w ciemność migoczącą w oddali światłami ciepłych, spokojnych mieszkań. Samotność rozlewała się wokół spływając po jej długich ciemnych włosach, na całe ciało, jak żałobny całun. Nikt o niej nie myślał, nikogo nie obchodziła. Świat nie wiedział o jej istnieniu, mogłaby zniknąć i nikogo by to nie przejęło. Bardzo chciała zniknąć.

Przesuwała dłońmi po przedmiotach, w których kryły się cząstki niej samej, jakby chciała w nich odkryć prawdziwą siebie. Wdychała dławiący zapach pozwalając mu przenikać się do głębi. Czuła, jak pada na nią cień tamtych lat, przeszłości, która ją tworzyła i niszczyła jednocześnie. To dziwne, ale kiedy tu przebywała, mimo bólu i samotności, doświadczała również pewnego rodzaju spokoju i tęsknoty. Miała świadomość, że wiele dzieli ją od dziewczyny z tamtych lat, ale wciąż nią była tylko obrośnięta w nową skórę, wyrzeźbiona kolejnymi wydarzeniami. Jakby każdy rok jej życia nakładał na nią kolejną warstwę. Żadna poprzednia nie znikała, była w głębi niej, tworzyła podstawy jej osobowości, charakteru, jej życia.

Za szafą znalazła swoje pudełko skarbów. Usiadła na środku podłogi, krzyżując nogi, tak, jak to robiła, jako nastolatka i w słabym świetle brudnej lampy otworzyła pudło obsypane grubą warstwą kurzu i pajęczyn. Pocztówki, zdjęcia, listy… Przeglądała jedno po drugim czując, jak serce puchnie jej od żalu i rozpaczy. Coś mokrego spadło na jeden z listów, o których dawno zapomniała. Drżącymi palcami dotknęła policzka. Był mokry. Płakała. Łzy lały się z jej oczu strumieniami nie pozwalając dalej czytać. Obmywały ją, oczyszczały jej wewnętrzny pokój, który również pokryła gruba warstwa kurzu i pajęczyn. Coś zacisnęło się na jej sercu żelazną obręczą, wyciskając z niego życie. Blizny wspomnień pulsowały czerwienią.

Miała w sobie własny pokój, zamknięty na cztery spusty, w którym trzymała to wszystko, o czym nie chciała myśleć na co dzień, a czego nie mogła się pozbyć. Czasem, ktoś lub coś otwierało drzwi albo okno na kilka milimetrów, a wnętrze dawało o sobie znać. I mimo wszystko lubiła to. Tę swoją wewnętrzną równowagę między dobrem, a złem, światłem i ciemnością, smutkiem i radością. To pozwalało jej dostrzec i zrozumieć więcej. W tym miejscu jednak pokój jej duszy stał się otwarty, a wewnątrz hulał wiatr zrywając i przewracając wszystko, co tak dokładnie układała. Czuła, że na horyzoncie jest fala smutku, która zmyje z niej niemal wszystko, pozostawiając zamęt. Wspomnienia stawały się zbyt wyraźne, a wraz z nimi wracał ból i samotność, która zjadała ją przez wiele lat, jak nowotwór.

W tym pokoju umierała i rodziła się na nowo, przegrywała, aby wstać z krwawiących kolan i zawalczyć jeszcze raz. Tu kochała i nienawidziła, bała się i czuła się najbezpieczniej na całym świecie, zamknięta od środka, zapomniana, niechciana.

Tu znajdowała się żywa biblioteka jej wspomnień.