Widziałam smutek
Szarą plamę wśród kolorów tęczy
Wlewał się zmarszczkami w skórę
Zmywał radość falą dreszczy
Czułam w piersi rozpacz żywych istnień
Spadała ciężko na dno serca
Razem w ciemność głębi ziemi
Tam gdzie święty i bluźnierca
Słyszałam smutek w ciężkich westchnieniach
W cichutkich jękach martwych przedmiotów
Opadał łzami krzyczał w spojrzeniach
Rozdzierał duszę żalu potokiem
Smutek jest wokół, wisi w powietrzu
Zjadam go czasem z drugim śniadaniem
Wdziera się we mnie w środku nocy
Szepcząc, że tak już tutaj zostanie
Mam po nim gorzki smak na języku
Palącą pustkę w opadłych ramionach
I gdyby nie istniała nadzieja
Ten chory drań by mnie pokonał
Lecz może nie jestem jeszcze stracona