wilczyca wilczyca
lut
01
2024

Stracona szansa

To światło blade
Igrające na tafli twojej skóry bez skrępowania
Jest jak słońce
Naszych splecionych spojrzeń
Korzenie ciał wplątanych w miękką pościel
Gdzie blask księżyca znaczy nam drogę
W zatracenie

Te cienie o purpurowych oczach
I martwych oddechach
Wynaturzone
Ukryte w kątach naszej wspólnej chwili
Próbują się wedrzeć w twe serce
Czekają
By dopaść cię zwątpieniem
Gdy rzucisz się rwącym strumieniem
W głębokość mroku wspomnienia

Trzymam cię za rękę
Za późno
Odpowiadasz mi cieniem

Trzymałem się twych dłoni
Upadłem

Na miękkiej poduszce
Ślady twojej skroni
W uszach mi szumi zapach twoich włosów
Gdzieś w głębi duszy nadal mi gorąco
Choć chłód zastąpił
Pościel twojej skóry

Zniknęłaś pomiędzy drżeniem moich powiek
W płucach gęstnieje mi smak twych pocałunków
Zaglądam w okno naszej wspólnej chwili
Jest zimna i martwa
Jest ciemno
Jakbyśmy nie istnieli

I nie pamiętam już, jak się oddycha
Jak żyje się tutaj bez ciebie
Próbuję złapać ostatni horyzont
Gdzie jeszcze jesteś gromowładna i piękna
Pani mego życia

Jesteś promieniem zimowego słońca
Pierwszym i ostatnim
Jesteś mi potrzebna!

Umieram i nie potrafię poznać
Czy byłaś naprawdę
Czy snem spłynęłaś w moją smutną pustkę
Aby zziębniętemu sercu
Dać się nieco ogrzać

I czy była szansa byś mogła tu pozostać?