Poznając człowieka, poznajemy kosmos; poznając kosmos, poznajemy człowieka
Nie lubię ginąć w tłumie
Dlatego, gdy znikam
Wiem to ja i muzyka, którą szumię
Chciałam Wam napisać coś radosnego, ale jak już myślę, że ogarniam swój podziemny świat, w końcu godząc się z tymi kolejnymi koleinami na drodze; zbieram siły i planuje, jak pokonam te piekielne dziury próbując nie połamać sobie przy tym karku, to ktoś czy coś jednym sprawnym uderzeniem między łopatki wpieprza mnie w kolejny dół. Ale nie byłabym sobą, gdybym się poddała jesienno zimowej szarudze, zarówno tej zewnętrznej, jak i tej w środku. I niech się strzegą ci z tyłu, bo jak tylko wyjdę z dołeczka pokonam wszystko.
Postaram się więc, żeby nie było zbyt smutno, ale w euforię też raczej nie wpadniemy (możecie się ze mną podzielić swoją, jeśli macie nadmiar).
Dzisiaj nieco o obserwacji, bez której każda wędrówka byłaby jedynie przemierzeniem kilometrów dla samego chodzenia. W całej palecie wad (do wyboru do koloru) zdarza mi się znaleźć, jakąś zaletę (chociaż częściej moim bliskim). Mój przyjaciel, tak tak ten, który towarzyszy mi telefonicznie w nocnych spacerach po głuszy, zauważył ostatnio, że zawsze muszę mieć rację i powinien mnie częściej słuchać 🙂 Chodziło o kwestie zawodowe i życiowe (usłyszałam też coś o byciu najładniejszą ze wszystkich, ale szczegółow nie zdradzę;)). Jeden z lekarzy, z którymi mam ostatnio sporo do czynienia zapytała czy jestem z branży, mam tak ogromną wiedzę medyczną, a ktoś mi bliski powiedział jakiś czas temu, że byłabym dobrym psychologiem. Wiecie, po prostu lubię obserwować, słuchać, drążyć w jabłku istnienia, a potem analizować, wyciągać wnioski, wysnuwać przypuszczenia. Dlatego w tych swoich podróżach często przystaję, wpatruję się w niebo śledząc tor lotu żurawi, drapieżnych ptaków, dzikich kaczek albo gawronów (latem jest tego więcej). Ale dość o tym. Przejdźmy do obserwacji!
Kilka dni temu widziałam szybującego orlika, który zniżył lot, ledwo musnął ziemię, a potem wystrzelił w górę trzymając małą myszkę w szponach. Och, a ile sarenek, dzików, ptaków, zajączków widziałam. Zdarzył się nawet lis, czapla, stado mrówek i mnóstwo pięknych mieszkańców natury. Dzisiaj nie umknął mojej uwadze szaraczek spłoszony moim tanecznym krokiem. Nie mogłam też nie zauważyć stada mechanicznych słoni na grzbietach, których galapowali mężczyźni w kaskach (kłady w lesie, też mi rozrywka), czy auta, które wdarło się w ciszę leśną, otulającą moją płonącą od myśli i trosk głowę. A na koniec ujrzałam coś jeszcze.
To dość ciekawa sytuacja. Skradam się lasem, jak wilczyca na polowaniu (kto wie jakie zwierzę chowa się między drzewami), aż tu nagle słyszę szelest, gdzieś z lewej strony. Pewna, że zaraz spotkam się oko w oko z rączą łanią albo chociaż piękną sarenką naprężam wszystkie mięśnie, aby wydawać z siebie jeszcze mniej dźwięków. Wstrzymuję oddech, przystaję, spoglądam w kierunku, z którego echo przynosi coraz wyraźniejsze szelesty, patrzę, gotuję się do skoku i… Łuna ognia uderza w wypatrujące ofiary ciemnoniebieskie ślepia. Widzę płomienie, spokojne niezbyt wielkie, a potem pochylającego się nad nimi mężczyznę. Podchodzę bliżej już nie starając się być dyskretna (nie jestem ludożercą), znad ogniska wstaje kobieta. Dorośli cholera palą ogień w środku lasu. Romantyzmu im się zachciało. Wciąż niezauważona podchodzę bliżej – a co mi tam zbadam sytuację, w końcu nie najgorszy ze mnie badacz i odkrywca. Słyszę, jak mężczyzna mówi do towarzyszki, że przyniesie więcej, po czym oddala się ścieżką równoległą do trasy mojej wędrówki. Teraz już mnie zauważył, ale śmiało idzie dalej, domyślam się, że do samochodu, co potwierdzają dobiegające z oddali dźwięki otwieranych i zamykanych drzwi. Przystaję, przyglądam się kobiecie, robię zdjęcia (auto później też fotografuje, gdyby okazało się że ich niewielkie ognisko spaliło pół lasu) odkrywam, że kobieta nie smaży pianek Marshamalowa, nie otwiera nawet wina, aby podkręcić atmosferę (kociołka z dymiącą dziwnie zawartością też tam nie ma) ale pali Uwaga! Kartki! Jak nic pozbywali się dowodów! W środku lasu, z dala od miasta, bez potencjalnych świadków (a dzień dobry Państwu!) wrzucali w ogień tajne dokumenty malwersacji, przekrętów, a może poważniejszych zbrodni. Czułam oddech niebezpieczeństwa na karku robiąc zdjęcia i mijając faceta z torbą oraz pudłem dokumentów, rzucającego mi twarde spojrzenie spod oprószonych siwizną gęstych brwi.
Chyba wykorzystam to w swojej książce! 🙂
Obserwacja. Lubię obserwować ludzi, analizować ich zachowania, sposób mówienia. Dużo rejestruję, słucham (nie podsłuchuję), dzięki czemu często udaje mi się mile zaskoczyć bliskich i lepiej ich rozumieć (pewnie dlatego lubią ze mną rozmawiać i potrafią mi z łatwością zaufać). Człowiek to bezdenna studnia informacji, emocji, doświadczeń, wydarzeń. Kiedyś lubiłam obserwować społeczeństwo, świat, który budujemy, ale ostatnio są to zbyt bolesne krajobrazy, dlatego coraz częściej uciekam w las. Tu dopiero jest na co patrzeć. Tu nawet cisza zdaje się szeptać kojąco wprost do serca, a dusza staje się wolna w czystej przestrzeni nieba, w niezakłóconej ciszy, otulona zapachem ściółki leśnej, żywicy i bogatej roślinności. Wszystko, co trudne zdaje się spływać łzami w ziemię, zanikać wraz z echem krzyku zdzierającego gardło, ulatywać w przestrzeń z przyspieszonym oddechem. Cisza, spokój, wolność spływają konarami drzew wprost w zmęczone, otulające je ramiona, okrywają samotność mgłą zrozumienia. W lesie myśli kołują jak ptaki śpiewając o sobie piękne pieśni.
Obserwacja to naprawdę przydatna cecha. Bez niej nie byłoby refleksji, a refleksje, jak wiadomo mogą przynieść sporo dobrego, o ile zostaną wykorzystane, a nie tylko snute dla samego snucia.
Też macie wrażenie, że brakuje refleksyjności w dzisiejszym świecie? Ludzie boją się własnych myśli, jakby obawiali się, że mogą im powiedzieć coś niewygodnego o nich samych, zmotywować do zmiany, pokazać, że sprawy nie mają się tak dobrze, a w ich sercach panuje chaos i ogromna samotność, z którą nie mają siły się zmierzyć.
Co więcej, obserwacja pomaga docenić otaczające nas piękno natury, świata, ale również pozwala zobaczyć miłość, bezpieczeństwo i dobro, które mamy. Kochających, wiernych przyjaciół, słuchających ludzi, których obchodzi nasz los, nasze zdanie, uczucia. Pokazuje nam też, tych którzy nas potrzebują wskazując na to, czego im brak. Owszem potrzebna jest do tego również wrażliwość, ale to już temat na głębszą rozprawę, a mój organizm już od rana krzyczy, że potrzebuje zostać w łóżku (nie ze mną:)).
Chyba udało mi się nie stworzyć z tego posta ponurego peanu na część problemów i przeciwności, które zdały się mnie ostatnio ubóstwiać. I dzień skończył się bardzo dobrze. Gość niespodzianka niedawno zapukał do naszych drzwi. Jedna z osób, które wiedzą o mnie tyle, co nikt inny i które mają w moim sercu swoje osobiste miejsce. Idą święta!
Życzę Wam obserwacji, chęci dociekania, pytania i refleksyjności. Abyście potrafili usłyszeć i dostrzec potrzeby, tych, których kochacie, tych którzy Was potrzebują oraz własne. Och i błagam nie palcie ognisk w lesie. A dowody zbrodni lepiej wrzucić do pieca (mam taki stary, więc jak się uśmiechnięcie do mnie – Policjo Kryminalna, ABW, SKW, SW i wszyscy inni informuję, że żartuję;))
Oczywiście kilka zdjęć. Mazury właśnie doświadczyły pocałunku zimy. Trawy uginają barki pod ciężarem pierwszego mokrego śniegu, który zamieniając się w wodę wciska się w najmniejsze zakamarki butów. Zimno zmroziło mi twarz (na szczęście z sanepidu dzwoni automat), palce stóp i rąk, ale serce chociaż ociężałe i obolałe wciąż bije.
I utwór. Mój ocean myśli i wrażeń, gdzie się nie sparzę to las. A gdzie jest Wasze miejsce bez świadków zdarzeń?
Adieu!