wilczyca wilczyca
sie
24
2022

Wstań i tańcz, choć ból rozchodzi się po kościach i życie wciąż nie tak

Miasto w świetle latarni, droga szutrowa z kałużami. Miasto po deszczu, nocą.

Nie śniło jej się nawet, że życie może nieść tyle bólu, chociaż fizycznie nic człowiekowi nie dolega.

Chcesz zrozumieć, czym jest rok życia? Zapytaj o to studenta, który oblał roczny egzamin. Czym jest miesiąc życia, powie ci matka, która wydała na świat wcześniaka, i czeka, by wyjęto go z inkubatora, bo dopiero wówczas będzie mogła przytulić swoje maleństwo. Zapytaj, co znaczy tydzień, robotnika pracującego na utrzymanie rodziny w fabryce albo kopalni. Czym jest dzień, powiedzą ci rozdzieleni kochankowie, czekający na kolejne spotkanie. Co znaczy godzina, wie człowiek cierpiący na klaustrofobię, kiedy utknie w zepsutej windzie. Wagę sekundy poznasz, patrząc w oczy człowieka, który uniknął wypadku samochodowego, o ułamek sekundy pytaj biegacza, który zdobył na igrzyskach olimpijskich srebrny medal, a nie ten złoty, o którym marzył przez całe życie. Życie to magia.

Hej

Ostatnio pisałam, że wizyta w Lublinie przynosi mi tym razem dużo smutku, melancholijnych wspomnień, tęsknoty i złych przeczuć. Nie chcę się tu rozkładać na czynniki pierwsze, ponieważ dopiero co na nowo się poskładałam, a to nie jest blog zwierzeniowy, ale coś muszę napisać, abyście mogli zrozumieć niektóre wkręty w moich postach. I żebyście wiedzieli, że możecie na mnie liczyć w trudnych sytuacjach.

Rocznica narodzin mojego drugiego dziecka zamknęła pewien życiowy etap i zmusiła mnie do stoczenia kolejnej bitwy. Nierównej walki z demonami wspomnień, które traumą wyryły się w matczynym sercu. Otóż wydając na świat moją drugą latorośl oboje niemal straciliśmy życie. Co dziwne mój system obronnny sprawia, że rzadko nazywam wydarzenia sprzed roku po imieniu. W ogóle staram się o tym nie mówić, a to, co przeżyliśmy stanowi obraz rodem z filmu sensacyjnego połączonego z dramatem, w którym w ostatniej chwili reżyser zdecydował nakręcić happy end. I na tym szczęśliwym zakończeniu skupiam swoje myśli.

Ale wspomnienia dają w kość, zwłaszcza, że przyjazd tu, w tym samym czasie, co rok temu, jest jak jazda autem terenowym po zarośniętej już trawą ścieżce.

Nie wiem czy jest coś doskonalszego niż miłość rodziców do dzieci. I nieustannie powtarzam, że powinniśmy z niej czerpać przykład: bezinteresowności i całkowitego oddania, poświęcenia i wybaczania win w trybie: natychmiast. Bo jeśli potrafimy znieść tak wiele bólu, niepewności, strachu, gniewu, czasem rozczarowania, jakie niesie ze sobą odpowiedzialność rodzicielstwa, a jednocześnie nie wybuchnąć z miłości, radości i wzruszenia rozsadzających od wewnątrz to, jak niezgłębione są możliwości naszych serc?

Miłość uczy wszystkiego, co najpiękniejsze i najbardziej wartościowe w życiu. Czyni nas ludźmi. Wykopuje z zakamarków człowieczeństwa nierzadko głęboko ukryte dobro!

Dziś wspominam dzień, który był jednym z najpiękniejszych i najgorszych dni mojego istnienia, bo chciał wydrzeć ze mnie nie tylko ostatni oddech, ale i życie drugiej odnogi mojego serca. Dziś celebruję miłość i życie, które dzieli od przepaści, rozpaczy i śmierci niezwykle cienka nić.

Mam nadzieję, że zamknęłam pewien etap w życiu, chociaż jak wiadomo traumy wyrywają inicjały na korze serca na zawsze. Wszystkie mamy takie wydarte piętno, ale mamy również dzieci, które nadają sens temu bólowi.

Przy tej okazji spotkałam się, ze swoimi sąsiadkami z sali szpitalnej, z którymi spędziłyśmy w niepewności i strachu, bólu i niemocy niemal 2 tygodnie. Dziś patrzyłyśmy na przeszłość przez pryzmat bawiących się przed nami dzieci: zdrowych, szczęśliwych i pełnych życia. Życia, które łapią w swoje małe silne piąstki. Przeszłość otulona dziecięcym spojrzeniem, uśmiechem i małymi ramionami ciasno oplatającymi szyję staje się znośniejsza. Bo miłość ma moc uleczyć największe rany.. A życie to magia.

I jeśli o tragediach i niebezpieczeństwach mowa, miałam też mały wypadek na spacerze. Dzieliły mnie milimetry i ułamek sekundy od całkowitego staranowania przez pędzący wprost na mnie samochód. A zatem być może ponownie uniknęłam śmierci, a na pewno poważniejszych obrażeń. Jestem tylko nieco obolała. Czyżby jakiś zbieg okoliczności? Może świat jednak wciąż mnie potrzebuje? I udowadnia mi to już kolejny raz. W każdym razie uważajcie na siebie. Niebezpieczeństwa są bliżej niż nam się wydaje.

Powoli żegnamy się z tym miastem. Nie wiem na jak długo, ale wiem, że będę opuszczać je z ciężkim sercem i że będę tęsknić. Tu jest moje życie towarzyskie, moi przyjaciele, którzy podnoszą mnie na duchu, troszczą się o mnie i wspierają tyle, na ile im pozwalam. Między alejkami ukrywają się wspomnienia, dużo wspomnień, które otoczyły moje serce korzeniami i związały mnie z tym miastem na dobre.

Udały mi się spotkania, wzięłam udział w pewnym niespodziewanym projekcie (prezent rocznicowy), zorganizowałam całkiem fajne urodziny (dzieciaki zbiły bazę ze starych palet pod krzakiem forsycji, obskoczyły najbardziej przyjazne drzewo, dorośli porozmawiali przy kawie i czymś słodkim, a tort, do którego krem ubijałam w nocy 5 razy wyszedł obłędnie), wysłuchałam w potrzebie niosąc wsparcie i spędziłam trochę czasu z rodziną na spokojnie. Ach i oczywiście dużo spacerowałam, wpakowałam się na kwadrat przyjaciółce z życzeniami urodzinowymi, wracałam miastem w pełnym deszczu i jadłam dzikie jabłka nocą. Cudem nie zostałam staranowana przez pędzący samochód i chyba uniknęłam coronavirusa (gdybym była przesądna, odpukałabym w niemalowane). Tak więc może i było trudniej, ale wciąż pięknie i miło. Opuszczam Lubelszczyznę z sentymentem i wdzięcznością.

Wrócę do Was z opisem ostatnich dni wycieczki nad morze, a teraz zmykam czerpać z obecności w tym moim drugim domu.

Spójrzcie na kilka zdjęć i posłuchajcie utworu, który dla Was wybrałam. Jest piękny. Rozmawiajcie ze sobą. W każdej relacji! Bez rozmowy nie ma bliskości. Bez zwierzeń, mówienia o marzeniach i lękach, bez dzielenia się tym, co rani, boli i cieszy…

Choćby jeden raz oddajcie to, co żyje w was.

I na koniec apeluje do Was parafrazą Jana Twardowskiego: Spieszmy się kochać życie, bo jest największym prezentem, jaki dostajemy każdego dnia.

Adieu!