wilczyca wilczyca
wrz
25
2021

Żyć możesz tylko tym, za co zgodzisz się umrzeć

Nawet ściskając się w objęciach do bólu, nigdy nie staniemy się jedną całością

Jesień jest takim czasem w roku, kiedy Matka Natura mówi: “spójrz, jak łatwe, jak zdrowe i jak piękne może być odpuszczanie

Jesienny wiatr przynosi nam, w coraz dłuższe i chłodniejsze wieczory, różnorodne dary. Powietrze staje się chłodne, szczypie w jeszcze rozgrzaną słońcem twarz. Gęste chmury ponuro zasnuwają niebo, a nasza ścieżka pokrywa się liśćmi płonącymi odcieniami żółci, czerwieni i brązów. Krajobraz się zmienia. Gdy się odwrócimy dostrzeżemy oddalające się lato, gorące promienie grzeją plecy, ale stopy wkraczają już w niestabilną emocjonalnie jesień. Smutek, melancholia, ciemność oraz pachnące goździkami, szałwią i werbeną letnie wspomnienia ścierają się w mocnym uścisku zakochanych dłoni.

Tak chciałoby się zatrzymać lato w ramionach na dłużej, ale czas nie znosi przystanków, nie zważa na nic. Płynie, biegnie, goni przed siebie nie spoglądając wstecz. Lato musi odejść, pożegnać się na dłuższą chwilę, pozwalając wkroczyć swojemu następcy. Jesień też potrafi być piękna.

W moim życiu tym razem nadeszła niespodziewanie. Nagle obudziłam się z gorączkowego snu i za oknem nie było już rozgrzewającego słońca, przeciągającego się leniwie na tle bezchmurnego nieba i królującego tam do późnych godzin. Nie było płonących zachodów słońca, skąpo ubranych ludzi, dzieci pluskających się w jeziorach i prażących na miejskich placach zabaw. Nie było czerwonych truskawek, malin i sadów nabrzmiałych od mających niebawem dojrzewać owoców. Umilkły żaby, świerszcze i ptasie koncerty o świcie. Otworzyłam oczy, a mój świat zaczął pogrążać się w przemijaniu.

Otworzyłam oczy… chociaż wcale się tego nie spodziewałam. Może właśnie dlatego przekształcający się krajobraz był dla mnie takim szokiem. Bo mój własny mikroświat, który ujrzałam po przebudzeniu okazał się jeszcze bardziej złowrogi, smutny i groźny. Bo kazał mi walczyć mimo bólu i strachu, nie dając przy tym ciepłych ramion, w których mogłabym złożyć zmęczoną głowę, a mojemu sercu brakowało pewnych dłoni, dających schronienie przed złem i cierpieniem. Pędziło i walczyło zamknięte w klatce żeber, mimo braku sił. Rzeczywistość chlusnęła mi w twarz lodowatą wodą zatrzymując na moment tętno i oddech. I nie mogłam się zatrzymać, bo droga biegła w dół, a ja byłam już rozpędzona. Gwałtowne hamowanie na tej śliskiej powierzchni mogło wyrzucić mnie setki kilometrów dalej, w całkowitą pustkę…

Jesień. Ta pora roku kojarzy się z przemijaniem i umieraniem, których kształty stały się wyraźniejsze ostatnimi dniami. Jakby śmierć towarzyszyła każdemu mojemu krokowi. Jakby szła kilka metrów za mną, jako cicha towarzyszka mojej podróży. Słyszę świst wzruszanego przez nią powietrza, delikatne chrupanie łamanych gałązek pod jej stopami, rytmiczny oddech. Wiem, że tam jest, ale nie mam potrzeby, aby to sprawdzić. Jestem świadoma, że kiedyś się ze mną zrówna, a potem mnie wyprzedzi zagradzając mi drogę i dając znać, że dalej iść już nie mogę.

Wcale mnie to nie przeraża. Doświadczenie tej niezwykłej bliskości końca ożywiło coś, co tkwiło we mnie od zawsze. Tęsknotę za wiecznością. Za totalnym spokojem, odpoczynkiem od chaosu i nienawiści świata. Kiedy się zamknie oczy już nie będzie trzeba walczyć, a nieustannie towarzyszący brak, to przejmujące ssanie głodnego serca, zostaną zaspokojone.

Jest we mnie tęsknota za śmiercią, która zabierze poczucie niedopasowania, wyobcowania i samotności. Pragnienie dobra w świecie, który zdaje się wybierać ciemną i łatwiejszą ścieżkę. Walkę o lepsze jutro, o lepszą siebie, o lepszą przyszłość…

Po prostu spokój i pewność, że zostawiam po sobie coś pięknego.

Czy to możliwe, że ta zimna kostucha zostawiła po sobie ślad w mej duszy? A może jej podpis był tam wyryty od zawsze? Czarny pocałunek w niewidocznym miejscu na skroni..

Mam nadzieję, że w dniu ostatecznego spotkania naszych spojrzeń, będę w stanie uśmiechnąć się do tej mojej towarzyszki, mrugnąć do niej okiem, a potem wpaść jej w ramiona i wtulona w nią pójść tam, gdzie mnie poprowadzi. Spokojna i pewna, że życie, które za sobą zostawiam było dobre, słoneczne i piękne, jak najpiękniejsze letnie wieczory. Pachnące miętą i skoszoną trawą, brzmiące klangorem żurawi, cykaniem świerszczy, rozbrzmiewające echem radosnych śmiechów ludzi, którym oddałam swoje serce oraz smakujące leśnymi malinami i gorącymi pocałunkami.

Chciałabym odejść spełniona…

Myślicie czasem jak tam jest? Czy nie wgłębiacie się w egzystencjalne rozważania na temat ludzkiego istnienia? Życzę Wam, aby obecna jesień przyniosła nieco metafizycznych myśli, bo o własną duszę warto zadbać, a życie przeżyć tak, by, kiedyś móc odejść w spokoju świadomości dobrego mikroświata, który się po sobie zostawia. Niech Wasze życiowe drogi będą piękne.

Adieu!